Popołudnie przepływa zwolna pod zielonym, rozświetlonym sklepieniem. Muskają się nawzajem liście buków, leszczyn i jaworów. Jeżyn, pokrzyw i trzcinników. Żywość. Wilgoć. Chłód. Niepojęte, gdy na zewnątrz taki żar. Ziemia faluje od niepowstrzymanych, mrówczych wędrówek. Rozbzyczane… Czytaj dalej »popołudnie przepływa zwolna
czas godów jeleni
Niebo zastygło. Spłaszczyło się w szarości. Bezwiatr. Odrętwienie. Wsłuchuję się w przestrzeń, usiłując wykrzesać choć ptaki. Przecież tu są. Przecież widuję je każdego dnia w czeluściach leszczyny. Ale może przycupnęły już bezgłośnie w swoich snach.… Czytaj dalej »niebo zastygło
niebo zastygło
Obudziłam się. Czaruś, który o tej porze zapobiegliwie lokuje się tuż koło mojej twarzy – wpatrywał się we mnie z napięciem. Wstała? Nie wstała. Wstała? Nie wstała. A może jednak? Może trzeba sprawdzić dokładniej? Wąsem?… Czytaj dalej »obudziłam się
obudziłam się
To nie są noce dla snu. To są noce do czuwania na werandzie. Do bycia jak najbliżej ryczącego zbocza. Uuuuu. Uuuuu. U. U. U. Uuuuuu.. Są bardzo blisko. Słyszę je blisko. Czuję. Uuu. U. U.… Czytaj dalej »to nie są noce dla snu
to nie są noce dla snu
Słońce pomalowało góry takimi kolorami, że nie potrafię nie iść na ich spotkanie. Docieram do skrawka ocalałej buczyny. Prześwietlona, słonecznie jasna – a mimo to strome zbocze nie pozwala tu przycupnąć nikomu i czemu więcej… Czytaj dalej »słońce pomalowało góry
słońce pomalowało góry
Piąta rano. Czarna noc. Próbowałam wypić poranną kawę przy biurku, w domku pachnącym drewnianym ogniem – ale nic z tego. Ich głos jest dla mnie jak zew. Wyciąga mnie w ciemność o różnych porach. Więc… Czytaj dalej »piąta rano