Piąta. Koty obudziły mnie dziką gonitwą po pokoju. Cudowna okazja, żeby wypić poranną kawę przy świetle księżyca. Niebo jest bezchmurne, obsypane migotliwą posypką gwiazd. Choć księżyc pokazuje dziś zaledwie łódeczkę swoich możliwości – jest jasno.… Czytaj dalej »piąta
czas śnieżnowiosennych tarnin
Ranek po wieczornym deszczu. Tak różny od poprzednich, kiedy ciemny błękit skrywał obietnicę upału. Szczyty gór rozmazują się w szaroniebieskiej mgle. Ależ tam się kłębi, płynie i przenika. Po chwili już nie wiem, czy to… Czytaj dalej »ranek po wieczornym deszczu
ranek po wieczornym deszczu
Najpiękniejsza chwila dnia. Poza narastającym harmidrem ptaków w takt wschodzącego słońca i bębnieniem dzięciołów (jednego tuż za plecami a drugiego gdzieś w dole doliny) – nie słyszę nic. Słońce coraz szybciej wyłania się zza góry.… Czytaj dalej »najpiękniejsza chwila dnia
najpiękniejsza chwila dnia
Na gałęzi naprzeciw mnie – widzę czerwony, pękaty brzuszek pana gila. (Nie umiem o tych ptakach myśleć inaczej, niż pan i pani gilowa. Są takie… stateczne w swojej pękatości. Ich dzioby, podobnie grubiutkie jak brzuszki,… Czytaj dalej »na gałęzi naprzeciw mnie