Przejdź do treści
Strona główna » rozpamiętnik » na gałęzi naprzeciw mnie

na gałęzi naprzeciw mnie

Na gałęzi naprzeciw mnie – widzę czerwony, pękaty brzuszek pana gila. (Nie umiem o tych ptakach myśleć inaczej, niż pan i pani gilowa. Są takie… stateczne w swojej pękatości. Ich dzioby, podobnie grubiutkie jak brzuszki, budzą szacunek.) Po chwili dostrzegam również panią gilową. Przypatruję się tej parze z przyjemnością. Dwie puchate kulki siedzą obok siebie, choć dzieli je niewielka przestrzeń. Patrzą w przeciwne strony („phi, wcale mnie nie interesujesz!”). Ale… Zaraz, chyba mi się przywidziało. Nie, znowu. I znowu. Pani gilowa najwyraźniej zaczepia pana gila! Co chwilę dziobie go w brzuszek i odwraca głowę. „To nie ja!” Dziób w brzuszek – „to nie ja!” A co robi pan gil na taką zaczepkę? ODLATUJE! Na szczęście jedynie na sąsiednią gałąź. A pani gilowa za nim! I znowu siedzą obok siebie, w dwudziestocentymetrowym oddaleniu. Coraz bardziej zaintrygowana idę po lornetkę, bo zapowiada się dłuższa akcja. Wracam i mam uczucie déjà vu. Pan i pani gilowa siedzą obok siebie, patrząc w przeciwne strony. Podziwiam ich aksamitne, gładkie brzuszki. I kształtne dzioby. Gile są absolutnie doskonałe!

Dostrzegam to dopiero przez lornetkę. Para gili może i siedzi z główkami odwróconymi w bok – ale za to końcówki ich ogonków prawie się stykają! W dodatku ogonek pani gilowej stroszy się, powiększa i drży. Podobnie jak i piórka na pozostałej części pani gilowej. Ona się wyraźnie wdzięczy i kokosi! A co na to pan gil? No co? Odskakuje od niej, jednak zaledwie na odległość jednego skoku małych nóżek. Pani gilowa za nim. Dziobki zwrócone w przeciwne strony, ogonki do siebie. I nagle sytuacja rozgrywa się błyskawicznie! Na moich oczach samiczka, która już tyle energii włożyła w tę relację – zostaje przegnana przez inną panią gilową! Gdybym tego nie widziała, nawet bym się nie zorientowała, że teraz inna samiczka siedzi tu i się wdzięczy. Ale pan gil się zorientował! Nie namyślając się długo poleciał za pierwszą damą (odleciała na sąsiednie drzewo) i usiadł dwadzieścia centymetrów od niej. Uff… To samo musiała pomyśleć pani gilowa, bo widzę, że stroszy piórka a ogonek wibruje. I nagle – dziób! – w brzuszek pana gila. I dziób. Coś tu chyba jednak nie zagrało, bo po drugim dziobnięciu pan gil… odleciał. Tak całkiem. Nie przysiadł na najbliższej gałęzi, nie wrócił do drugiej samiczki – po prostu sobie poleciał! A na sąsiednich drzewach zostały dwie zdezorientowane panie gilowe…

Tagi: