Piąta.
Zaskakująco cicha po nocnym, oszałamiającym pasikonikowaniu. Rojnym. Wibrującym.
Zadziwiająco niskochmurna i płaska. Ciasna po przejrzystej, po przestrzennej gwiaździstości.
Łyk parującej kawy. Oddech głęboki. Sycący.
Przymknięcie powiek. Krok w tył, do sennego przedsionka. W nim wyławiam powtykane w ciszę uparte, konikowe cykania. Szmer odległych, leśnych świergotów.
W końcu dzięcioł wprowadza życie w to powolne, przyczajone (przed burzą?) powietrze. Zasiał w korony buków ostre, kwikliwe jęki – i zasiadł do drzewnotocznego śniadania.
Po chwili – niepostrzeżenie – do stukotu dołączają świsty skrzydeł ptasich cieni wśród leszczyny. Lekkie popiskiwania. Trzaskające śpiewy gąsiorkowe.
xxx
Czy nasze tajemnicze sąsiadki – lśnioącookie popielice – już śpią po przegadanej nocy? Wyobraźnia formuje z poddachowego mroku kłębuszki, oddychające spokojnie przez noski wciśnięte w puch ogonów.
Chętnie zrównałabym swój oddech z ich posapywaniem…
Idę zaparzyć kolejną kawę, pachnącą cynamonem.
Sierpień!