Mam mały domek. Potajemnie. Bo domek nie należy do mnie. Czasami wyobrażam sobie, że do nikogo nie należy, poza sobą samym. Stoi pośrodku łąki i mijam go w drodze do domu. Żyje samotnie, towarzyszy mu jedynie (aż) kilka wiśni i jabłoni. Dzięki nim bywa zanurzony w kwietnym, pudrowym różu bieli, innym zaś razem w bieli mroźnej i błyszczącej. Czasem znika
w czerwonych, liściastych płomieniach. Lub zlewa się z drzewnymi ramionami w posępną, listopadową czerń.
Jego ciało jest blaszane. Białe ściany nie są już tylko białe, spływają po nich strumyczki rdzy. Niekiedy myślę, że jednak jest drewniany. A może jest trochę blaszany a trochę drewniany? W poddaszu ma małe okienko, którego ramy też jakiś czas temu otrzymały świeżą biel. Ale mały domek jest bezbronny wobec samopołudniowego, letniego żaru, gwałtownych jesiennych wichur i ulew, mrozu i śniegu. Świeżość darowanej farby szybko przestaje być śnieżna i zapisuje w sobie pory roku. Zapamiętuje. I choć domek znajduje się pod opieką drzew, choć ich korony otulają troskliwie jego dach – na niewiele się zdają, gdy są nagie. Już nie mogą chronić swojego łąkowego towarzysza.
Ciekawe, dlaczego zamieszkał na środku łąki. A może kiedyś żył tu
w otoczeniu innych domów i domków, których czas minął? Może tęskni za nimi każdego dnia i czuje się osamotniony? A może wręcz przeciwnie, może to taki dom, który lubi samotność? I nie potrzebuje do szczęścia nikogo więcej prócz drzew i żyjących w ich gałęziach i pniach ptaków? I żyjących w nim samym… No właśnie, to mnie strasznie frapuje. Kto w nim mieszka? Wygląda, jakby miał strych, mały stryszek. Może zamieszkała tam rodzina kun? A może popielice? Czy w środku są myszy? Czy miałyby tam co jeść? Ciekawe, jak ten dom wygląda w środku… Czy są tam meble? A może jest zupełnie pusty, wyściełany kurzem i pajęczynami? Czy w tym kurzu można dostrzec czyjeś ślady? Zwierzęcia? Człowieka? Świeże czy postarzałe?
A może wypełniają go jedynie duchy mieszkających tu niegdyś ludzi
i zwierząt?
Ach, cudownie jest go mijać, obserwować jak się zmienia wraz z pogodą i porami roku – i zadawać sobie te pytania. Czy jest (czy była) to szopa? Czy też przed laty ktoś tu mieszkał? Domek sprawia wrażenie zbyt małego, żeby w nim mieszkać na stałe i zbyt dużego, żeby być szopą. Intrygujące… Oczywiście, mogłabym podejść bliżej i poprzyglądać mu się, na pewno dowiedziałabym się czegoś więcej. Gdzie ma drzwi? Czy światło ma dostęp do jego wnętrza jedynie przez oszklony otwór na poddaszu, czy też bliżej ziemi też są okna? Może dałoby się przez nie zerknąć do środka? Mogłabym dowiedzieć się czegoś od sąsiadów. Wystarczyłoby jedno pytanie, jedna wizyta.
A jednak…
Nigdy tego nie zrobię. Nie podejdę i nie zapytam. Domek kryje w sobie Tajemnicę. Wiele tajemnic. Cóż by się stało z jego urokiem, gdybym je wszystkie poznała? Gdybym, nie daj Boże, weszła do środka?
Ten czar, który tak czaruje moją wyobraźnię – zawładnął już całą okolicą.
Z biegiem czasu i mojego jej niepoznania, staje się coraz bardziej zagadkowa i pociągająca. Zwłaszcza, że niedaleko stoi wypalony, kamienny dom. Od kilku lat, na moich oczach, zapada się w siebie. Wchłania się w siebie. To ostatni dom najbliższego przysiółka. A może pierwszy? Wita czy żegna przybysza? Czy mówi coś o przysiółku? Nigdy w nim nie byłam… Nigdy też nie byłam obok umierającego domu. Obserwuję go z daleka i zastanawiam się…