Przejdź do treści
Strona główna » rozpamiętnik » najpiękniejsza chwila dnia

najpiękniejsza chwila dnia

Najpiękniejsza chwila dnia. Poza narastającym harmidrem ptaków w takt wschodzącego słońca i bębnieniem dzięciołów (jednego tuż za plecami a drugiego gdzieś w dole doliny) – nie słyszę nic. Słońce coraz szybciej wyłania się zza góry. Oślepia mnie, więc nie widzę wyraźnie sikorek, choć słyszę ich bliską obecność. Jest zimno. Obok przeleciały z szumem dwie zaskakująco milczące sójki. W dolinie obudziły się kościelne dzwony. Patrzę pod słońce i z ciemności przede mną wyłania się jedno, lśniąco białe drzewo. Świeci na czarnym zboczu. Za chwilę słońce, powoli acz nieuchronnie wędrujące coraz wyżej – wydobywa z czerni połowę kolejnej, rozłożystej korony. Moment – i już widzę następną. Jedna nad drugą. Jak gdyby na całym zboczu były jedynie trzy jaśniejące drzewa zanurzone w czerni. Jakby wędrowały w górę do ciemnych, koronkowych świerków na tle białego nieba.

Chwila, kiedy słońce, wznosząc się zza góry, pociągnęło za sobą coraz głośniejsze śpiewy ptasie – minęła. Słyszę je wciąż, jednak rozpierzchły się po okolicznych krzewach dzikiej róży, tarniny, po leszczynach, świerkach, bukach i modrzewiach. Od czasu do czasu dobiega mnie dziwne, bezdźwięczne syczenie z drzewa. Brzmi zagadkowo, jeszcze go tu nie było…

Słońce zaczyna piec w policzki.