Przejdź do treści
Strona główna » rozpamiętnik » opadający lekko śnieg

opadający lekko śnieg

Opadający lekko śnieg ma w sobie wieczność. Hipnotyczny spokój jasnego, bezkształtnego nieba. Miękkich przestrzeni. Białego zawsze. Białego wszędzie. Ciszę. Bezczas i bezkraniec. Śnieg jest totalny. Samowładny. Pierwotnie piękny.

Kiedy żyje się blisko śniegu, jego wszechobecność wszystko zmienia. Urealnia. Przywraca prawieczną pokorę.

On i mróz. Moi najwięksi nauczyciele z Czasu Zatrzymania. Pokazali mi, jaką siłę mogę czerpać z pamiętania, że sama sobie zawdzięczam przetrwanie. Pozwolili wypracowywać własnymi rękami ciepło i wodę. W ciągu wielu zimowych miesięcy. Ciemnych. Surowych.

Pamiętam tamten trud. Widzę go w srebrzystym pyle. I tak pewne zostanie. Jednak to wspomnienie już nie przesłania mi piękna. Uleczyłam je.

Jest wszakże coś, co trwa…

Wiem. Widzę. Delikatnie, szeptem – z nieba spada też cierpienie. Panoszy się w powietrzu. Lśni beznamiętnie w strzelistych soplach. W narastającej pokrywie zimna. Lodowatego. Bolesnego. W tym zimnie nie ma nadziei. Nie ma ucieczki. Jest tylko przerażająco błyszcząca ziemia i ciężki łańcuch na wychudzonej szyi. Jest drżenie, które nie przynosi ciepła i pocieszenia. Jest samotność, której nie chcę sobie wyobrażać, uciekam. Boję się, że kiedy choć dotknę jej w myślach – nie wytrzymam. I rozsypię się z bólu.  

Pamięć o Nich jest ze mną we wszystkich mroźnych chwilach. Stoi za każdym zdjęciem piękna. Za każdą próbą uchwycenia go w słowa.

Jak to w sobie połączyć?

Migotliwy czar i radość – ze świadomością. Z cierpieniem psów uwiązanych łańcuchami, które nie mają gdzie się schronić. Kotów, przed którymi zatrzasnęły się wszystkie drzwi i okna do ratunku. Dla nich nie ma czaru. Jest ból i strach.

Jak cieszyć się ciepłem żywego ognia, mruczeniem i sennym kocim posapywaniem sprzed kominka, kiedy wiem? Dobrze wiem, jakie zwierzęce dramaty czają się na urokliwych zboczach i w dolinach.

Czasem naprawdę trudno to w sobie pomieścić…