Gdy urodziła się Inka, dzwon w kościele milczał. Tydzień wcześniej pękło mu serce, więc nie mógł – jak zwykle – ogłosić dolinie radosnej nowiny o pojawieniu się maleńkiego Cudu. (Ludzie przypuszczali, że maczał w tym palce wyjątkowo tej zimy rozochocony Mróz. On też sprawił, że dzwonny doktor nie zdołał dotrzeć do wioski).
Jednak zwyczaju trzeba było dopełnić. Ponieważ tata nie chciał opuszczać mamy i Inki, więc ich najstarsza córka poczuła, że to jej zadanie. Tylko jak ma sobie poradzić bez dzwonu? Odpowiedź pojawiła się w niej bardzo szybko. Znała miejsce, gdzie wokół niewielkiego wodospadu wyrastały lśniące, lodowe kolce. Przyszło jej do głowy, że kiedy uderzy się jednym o drugi w taki mróz, jak dzisiaj – odezwą się niby najdelikatniejsze dzwoneczki. Dźwiękiem srebrzystym jak ich blask.
Siostra Inki podążyła za tą myślą. Brnąc z trudem przez śnieżne zaspy dotarła do zamarzniętej rzeki. Odłamała jedną z lodowych szpic i wygrała nią radosną, choć niezmiernie cichą melodię. Szept melodii. Z pewnością nie usłyszeli jej ludze mieszkający w dolinie, jednak jakimś sposobem odnalazła serce nowonarodzonej dziewczynki…
xxx
Mijały tygodnie i miesiące. Zima ustąpiła miejsca swojej siostrze Wiośnie, a ta – Latu. W rodzinie Inki czas płynął szybko i radośnie. Dziewczynka była wyjątkowo pogodna i śmiała się perliście przy każdej okazji. Nie sposób było nie śmiać się wraz z nią!
Któregoś późnowiosennego wieczora przez wioskę przechodziła Wiecznie Wędrująca. Usłyszała dźwięczny śmiech Inki, który z łatwością przenikał ściany chaty. Bez wahania zboczyła ze swojej drogi i zapukała do mocnych, bukowych drzwi.
Odwiedziny Wiecznie Wędrującej były wielkim wyróżnieniem. Kiedy więc mama otwarła drzwi – aż pobladła z przejęcia; od razu ją rozpoznała. Wędrująca kobieta skinęła na przywitanie głową i zapytała:
– A cóż to za dziecko śmieje się jak wiosenny strumień? Czy mogę je zobaczyć?
Mama bez wahania otwarła drzwi do pokoju córeczki i zaprosiła kobietę ruchem ręki. Mała Inka spojrzała na przybyłą bystrymi oczami koloru dojrzałych żołędzi. I oczywiście – roześmiała się promiennie. Wiecznie Wędrująca od razu poddała się czarowi tego śmiechu i zawtórowała jej, zadziwiająco świeżo i wesoło. Dziewczynka i kobieta patrzyły sobie chwilę w jaśniejące oczy – po czym wędrowczyni podziękowała mamie, odmówiła pozostania na kolacji – i wróciła na swoją drogę.
xxx
Od tej chwili mama zaczęła patrzeć na najmłodszą córeczkę inaczej. Uznała, że skoro przyciągnęła ona uwagę Wiecznie Wędrującej – musi być wyjątkowa. Niestety, nie spowodowało to, że cieszyła się nią jeszcze bardziej, uważając ją za najwspanialszy skarb (którym wszak była). Za to kiedy dziewczynka zaczęła dorastać – mama wymagała od niej dużo więcej, niż od pozostałych córek. Nie zadowalało jej nic, co Inka zrobiła.
– Stać cię na więcej – powtarzała – Musisz się bardziej postarać.
Dziewczynka, a później młoda kobieta wiedziała, że nigdy nie jest dla swojej mamy wystarczająca. Czuła, że na jej miłość musi zasłużyć, tym co zrobi i jak to zrobi. Ale przecież nigdy nie robiła tego wystarczająco dobrze…
Starała się więc, starała jak nikt w wiosce. Czytać najwięcej książek. Najlepiej gotować. Najszybciej pływać. Zbierać najwięcej jagód. Starała się być biegła w tym, co akceptowała mama.
Jednak mamie wciąż było mało…
Z biegiem lat mieszkańcy wioski coraz rzadziej słyszeli żywiołowy śmiech Inki. Aż umilkł zupełnie.
Inka wyrosła na smutną, skrytą kobietę.
xxx
Pewnie dlatego nigdy nikomu nie powiedziała (nawet najstarszej siostrze, z którą łączyła ją głęboka więź) – że od czasu do czasu słyszała w swoim sercu dzwoneczki. Delikatne, szemrzące niczym wiosenny strumyk. Perliste niczym jej dziecięcy śmiech.
Wygrywały melodię o tym, że ma wielki Dar. Dar, który uratuje świat.
Inka nie miała pojęcia, o co może chodzić. I była zadziwiona. Przecież mama wciąż mówiła, że jest niewystarczająca…
Ale dzwoneczki brzmiały w jej sercu tak prawdziwie i wzbudzały w nim taką tęsknotę – że kobieta czasami podążała za ich pieśnią. W takich momentach czuła, że jednak jest dobrem dla świata i pragnęła się dowiedzieć, czym została obdarowana.
Czasami jej wędrówki trwały dzień, czasami miesiąc. Zawsze jednak muzyka wywodziła ją na manowce. Zawsze miejsce, do którego docierała, okazywało się być puste i ślepe.
xxx
Lata mijały i kobieta coraz niechętniej słuchała dźwięku w swoim sercu.
– Mama miała rację – myślała – jestem niewystarczająca. Jak mogłam pomyśleć, że mnie, właśnie mnie przypadł w udziale dar, który może ocalić świat. A nawet jeśli – dodawała w duchu – jestem na tyle słaba i głupia, że nie potrafię go odkryć. I dobrze, widocznie na niego nie zasługuję…
xxx
Inka nie potrafiła odnaleźć w życiu szczęścia. Czasami obwiniała dzwoneczki w swoim sercu.
– Tyle razy zaprowadziłyście mnie donikąd – krzyczała w duszy – Tyle czasu przez was straciłam. Już wam nie wierzę!
Po czym, za jakiś czas, znowu ruszała odważnie za ich głosem.
Wreszcie coś się w niej wyczerpało. W czterdziestą zimę swojego życia postanowiła, że to koniec. Jeszcze tylko jeden raz uwierzy uwodzącej melodii. A później na nią ogłuchnie.
xxx
Była bardzo zdeterminowana, żeby dotrzymać obietnicy. Więc gdy kilka dni przed urodzinami w sercu znajomo jej zagrało – czuła, że wyrusza w drogę po raz ostatni. Tego ranka dotarła na rozstaje czterech dróg, do przygarbionego, pociemniałego ze starości Buka. Jedna ze ścieżek prowadziła do jej wioski. Druga – do miasta, w której mieszkał dzwonny doktor. Trzecia – w gęstą puszczę, w której zdarzało się jej zbierać grzyby i chrust. Zaś czwarta… Nie wiadomo, gdzie się kończy. Tą drogą dawno temu mama – z niewiadomego powodu – zabraniała się jej wyprawiać. A mamie zabroniła tego babcia. Inka patrzyła teraz na ścieżkę i na poszarpane, strzeliste szczyty gór w oddali – jakby widziała je po raz pierwszy. I nagle, być może dlatego, że za tydzień kończyła czterdzieści lat – postanowiła, że wyruszy właśnie tam.
W tym momencie muzyka w jej sercu rozdzwoniła się, jak jeszcze nigdy dotąd. Sędziwy Buk ze spokojem przypatrywał się wąskim, wyprostowanym plecom, niknącym za zakrętem. On również usłyszał dzwoneczki. I ich radość, że Inka nareszcie prawdziwie im zawierzyła.
Zadumał się nad jedną myślą. Jak po jej powrocie zmieni się świat?