Przejdź do treści
Strona główna » rozpamiętnik » rzeka

rzeka

Rzeka. Trwająca. Przyjmująca. Zawsze mnie przyjmuje. Moje wzruszenie i drżące z niecierpliwości poczucie szczęścia. Smutek. Zniechęcenie. Nieokreśloną, niewybrzmiałą tęsknotę. Bezszumnie zgadza się na moją złość. Na rozczarowania. Od-czarowania świata i ludzi. Siebie. Mogę wędrować z potężniejącą wewnątrz otchłanią i nieodmiennie, bez względu na porę dnia, nocy czy roku – napełniam się z wolna. Nasycam.

Chłonę…

Migotliwa zmienność rzeki. Lśniące, zmrożone rozlewiska. Czteropalczaste tropy wyłaniające się z ciemnej wody i w niej znikające. Niecierpliwe pulsowanie pod sferycznymi szybkami. Nagłe (o)lśnienia, objawiające się za kolejnym skrętem. Śnieżne jęzory na krągłych kamieniach. Rozległe zakola przygniecione barczystymi ciałami świerków, których rzeka zapragnęła i zabrała bez pytania. Olsze zstępujące do samej wody. Z naturalnym bez-wstydem odsłaniające drobinki ziemi, kołyszące się na grzybnych włosach. I mozaikę ziemnobarwnych kamyków, oblepiającą ich korzenie. Słonecznie jaskrawe sosny. Posypka świeżej kory na śniegu – okruchy wypadłe spomiędzy miękkich warg jeleni. Brunatne, strzeliste ciała dziewannowe, kłęby mdłożółtych traw i zielone baty żarnowców.

Moja samotność kładzie się w ciepłym jeszcze, szarośnieżnym legowisku jelenia i koi parującym wspomnieniem jego zapachu. (Odbiegał lekko, grzechocząc porożem o młode wierzby). Zagląda w głąb lodowych serc, zostawionych kilka dni temu przez jego wysmukłe nogi. Nurkuje pod półprzezroczyste okienko zdradzające bulgoczący, czarny wir. Wącha świeżo oskalpowaną wierzbę. Dziwi się wielkim, ptasim pieczęciom, przybitym w śniegu tuż nad wodą. Zachwyca delikatnością rzecznej skóry. Jej gładką, świetlistą chropowatością.

Wokółbrzeżne świerki niepostrzeżenie nasiąkają mrokiem.

Czuję się przyjęta. To mi wystarcza.