Przejdź do treści
Strona główna » rozpamiętnik » wystarczy wyjść za próg

wystarczy wyjść za próg

Wystarczy wyjść za próg. Wystarczy ubrać buty. I iść. Bez-czasu i bez-celu.

Coś przyciąga. Wyobrażenie. Wspomnienie. Staw spoglądający na rozległe, rozprzestrzenne góry. Niedostępna łódka.

Idę więc Tam choć bez celu. Zbieram po drodze okruchy prowadzące wprost do mnie.

Krople poranka na liściu jaworowym, lśniące jak stare, królewskie złoto.

Grzybiaste niemowlę, rosnące wśród korytarzy mrówek drzewnotocznych. Jeszcze nie wie, że tu nie osiągnie swej pełni.

Jękliwy głos czarnego dzięcioła.

Oślepiająca żółć bukowych liści, nadających niebu lazurowy blask.

Pękate dzikie śliwki. Ich słodki, ich cierpki smak. Drapanie w gardle jeszcze długo.

Stłuczone kolano nieuważnej nogi, nieczułej na krągły patyk pod szelestem liści.

Kontrast. Jasnocienisty. Słonecznomroczny. I ciepły. I chłodny.

Las uwolniony od okowów płotu. Jego tajemnicza pozostałość.

Długonoga, pięknooka łania. Wystraszona wraz z dziećmi. Przepłoszona. Żal.

Słodka gruszka w starym, osamotnionym sadzie.

Kręgi ciężkich, dziczych tropów w błotnistej wokółwierzbowości.

Zaskakująca zieleń wilczomlecza. Przypominająca, że jesień, choć zagarniająca i wystarczająca – nie jest jedyna.

Strzeliści, srebrzystokorzy Strażnicy. Piękna? Pradawności? Puszczy?

Postrzępione, brunatne pióro wśród liści. Przypomina w ciemnym lesie, żeby spojrzeć w niebo. Ziemnoniebne połączenie.

Mszysta skała wyrosła ze zbocza. Niespodziewanie. Nieoczekiwanie przysadziście.

Drzewne ciało, oddające się mchom. Całe. Obserwuję ich powolnie budowany związek od kilku już lat.

Lśniące, świeże, nieledwie parujące kupy jelenia. Może tej łani, którą – nieświadomie – spłoszyłam?

Słoniowe łapy buków.

I znów trafiłam do siebie.