Zazimowałam.
Zapadłam się w tę zimę, oddałam się jej. Oddałam na tak długo, że przedwiośnie i poranna wiosna nie były w stanie mnie wybudzić.
Zimowałam wśród śniegu. Zimowałam w płowych trawach zapisanych podśnieżnymi korytarzami norników. W obecności jeleni. W podążaniu za nimi. Wypatrywaniu ich śladów i nasłuchiwaniu. Nawąchiwaniu. Zimowałam w gwarnym-barwnym otoczeniu gili, sikorek, dzięciołów, grubodziobów… Wśród wydłużonych bombek leszczynowych. Psich tropów w śniegu i błocie. Spokojnych kocich snów na zapiecku. Zimowałam wśród baśni i opowieści. Wśród objaśniających świat kobiet. Wśród słów. Wnikających. We mnie. Rodzących się.
Zimowałam wśród kociej śmierci. Wśród choroby i towarzyszenia w odchodzeniu. W przechodzeniu przez ciemną rzekę. W zatrzymaniu i żałobie.
Zazimowałam tej zimy.
W końcu jednak i u mnie zajaśniały tarniny. Pokrzywy zaczęły mnie wspomagać swoją mocą. Pszczoły zamruczały podniebnie a mrówki zafalowały łąką.
Usiadłam z kobietami na trawie. Na ziemi.
Wreszcie wciągam w płuca i opuszki palców wiosnę.
Koniec zimowania.