Niespodziewanie przywędrowałam do potoku. Nie pamiętałam go. Tak bliska odpowiedź na moją rzeczną tęsknotę. Zanurzam się w półcień wąwozu. Czuję. Ciepło zachodzącego słońca na twarzy. Chłód bijący od lodowatej, rozpędzonej wody. Zapach ziemi. Wilgotnej, grzybiastej,… Czytaj dalej »niespodziewanie przywędrowałam do potoku
rozpamiętnik
Obudziłam się. Czaruś, który o tej porze zapobiegliwie lokuje się tuż koło mojej twarzy – wpatrywał się we mnie z napięciem. Wstała? Nie wstała. Wstała? Nie wstała. A może jednak? Może trzeba sprawdzić dokładniej? Wąsem?… Czytaj dalej »obudziłam się
obudziłam się
To nie są noce dla snu. To są noce do czuwania na werandzie. Do bycia jak najbliżej ryczącego zbocza. Uuuuu. Uuuuu. U. U. U. Uuuuuu.. Są bardzo blisko. Słyszę je blisko. Czuję. Uuu. U. U.… Czytaj dalej »to nie są noce dla snu
to nie są noce dla snu
Słońce pomalowało góry takimi kolorami, że nie potrafię nie iść na ich spotkanie. Docieram do skrawka ocalałej buczyny. Prześwietlona, słonecznie jasna – a mimo to strome zbocze nie pozwala tu przycupnąć nikomu i czemu więcej… Czytaj dalej »słońce pomalowało góry
słońce pomalowało góry
Piąta rano. Czarna noc. Próbowałam wypić poranną kawę przy biurku, w domku pachnącym drewnianym ogniem – ale nic z tego. Ich głos jest dla mnie jak zew. Wyciąga mnie w ciemność o różnych porach. Więc… Czytaj dalej »piąta rano
piąta rano
Piąta. Koty obudziły mnie dziką gonitwą po pokoju. Cudowna okazja, żeby wypić poranną kawę przy świetle księżyca. Niebo jest bezchmurne, obsypane migotliwą posypką gwiazd. Choć księżyc pokazuje dziś zaledwie łódeczkę swoich możliwości – jest jasno.… Czytaj dalej »piąta
piąta
Ranek po wieczornym deszczu. Tak różny od poprzednich, kiedy ciemny błękit skrywał obietnicę upału. Szczyty gór rozmazują się w szaroniebieskiej mgle. Ależ tam się kłębi, płynie i przenika. Po chwili już nie wiem, czy to… Czytaj dalej »ranek po wieczornym deszczu
ranek po wieczornym deszczu
Najpiękniejsza chwila dnia. Poza narastającym harmidrem ptaków w takt wschodzącego słońca i bębnieniem dzięciołów (jednego tuż za plecami a drugiego gdzieś w dole doliny) – nie słyszę nic. Słońce coraz szybciej wyłania się zza góry.… Czytaj dalej »najpiękniejsza chwila dnia
najpiękniejsza chwila dnia
Na gałęzi naprzeciw mnie – widzę czerwony, pękaty brzuszek pana gila. (Nie umiem o tych ptakach myśleć inaczej, niż pan i pani gilowa. Są takie… stateczne w swojej pękatości. Ich dzioby, podobnie grubiutkie jak brzuszki,… Czytaj dalej »na gałęzi naprzeciw mnie
na gałęzi naprzeciw mnie
- « Poprzednie
- 1
- …
- 3
- 4
- 5